piątek, 31 sierpnia 2012

Wycieczka do Wieliczki

Od jakiegoś czasu, Kinga sygnalizowała nam, chęć odwiedzenia kopalni soli w Wieliczce.

 
Pani w szkole opowiadała dzieciakom, o różnego rodzaju kopalniach i stąd ten pomysł.
W sobotę udało nam się w końcu go urzeczywistnić, i znaleźliśmy się w Wieliczce, a jak wiadomo, stamtąd już tylko rzut beretem do Krakowa.
Jeszcze przed zwiedzaniem, dziewczyny chciały zaopatrzyć się w pamiątki -" Bo potem takich fajnych nie będzie".
Na szczęście rodzice mają silną perswazję.

Odstaliśmy swoje w kolejce, która na szczęście nie była zbyt długa i mogliśmy zacząć zwiedzanie.
Po pokonaniu całej masy schodów w dół naszym oczom ukazały się drzwi przypominające te z "Władcy pierścieni" Tolkiena.



Co prawda Kinia i Domka nie bardzo wiedziały o co chodzi z tymi hobbitami, ale drzwi bardzo im się podobały. "Takie fajne.Czarne".

Generalnie podczas zwiedzania kopalni, nie skupiały się za bardzo na tym co mówił pan przewodnik, ale wyłapywały to co najważniejsze. Np, że trzeba koniecznie spróbować, czy to na pewno jest kopalnia soli. Jak? Oczywiście oblizując ściany.



Dominika tak spodobał się ten pomysł, że z uporem oblizywała wszystko co się dało. Ściany, wodę... próbowała nawet dobrać się do solnej rzeźby sprzed kilku set lat. Na szczęście udało mi się w porę ją złapać.

Kinga dla odmiany została zaprzężona do kierata. Jak widać "pracowała" z uśmiechem na ustach.

Przy okazji dowiedziałam się , o czym nie miałam do tej pory bladego pojęcia, że Dominika ma lęk wysokości. Kto by pomyślał. Dziwne tylko, że był to lęk wybiórczy.
Kiedy mieliśmy się wspinać po schodach, z poważną miną mówiła-"Ja nie wchodzę. Mam lęk wysokości".
Kiedy zaproponowałam wniesienie na rękach, lęk przed wysokością zniknął.


Kindze, nie podobały się niektóre z manekinów- "One mnie przerażają."
W sumie nie wiem dlaczego. Pan z tyłu miał całkiem, modną fryzurę. Wyglądał jakby zgarnęli go z wystawy sklepowej.
A może właśnie dlatego był przerażający?






Obiad, oczywiście w kopalnianej restauracji. Schabowy i ziemniaki z dużą ilością surówki. Na deser tortaletka. Mniam.





"Mamo ten pan ma Twoje okulary!!!".
Faktycznie. Manekiny stylizowane na osiemnasty wiek miały całkiem współczesne, i modne okulary. Obstawiam Ray bany.
Niestety dziewczyny się pomyliły. Nie mam ich w swoim zestawie. Chociaż bardzo bym chciała.

Zdjęcie z imienniczkami.
Kinga ze świętą Kingą. Dominika ( jej drugie imię to Barbara) ze św. Barbarą.
Sami byliśmy zaskoczeni zbieżnością imion i ich patronatem kopalnianym.




Ostatecznie, pamiątki kupiliśmy gdzieś w jednym z tuneli kopalni. Kolorowe kawałki soli za bardzo przystępna cenę.
Dziewczyny, pomimo zmęczenia ( a w sumie zrobiliśmy sporo kilometrów), były zachwycone wycieczką.
Szczególnie teraz, lubią opowiadać jak fajnie było chodzić po ciemnych korytarzach i krętych schodkach.
Wiadomo. Jak człowiek wypoczęty to bardziej skory do wspomnień.

wtorek, 28 sierpnia 2012

Zdrowe ząbki



Dzisiaj, byłyśmy u dentysty a konkretniej u koleżanki, która jest stomatologiem i dba o nasze uzębienie.
Nie obyło się oczywiście bez łez i próby zwiania z fotela.
Sama miałam ochotę zwiewać, kiedy wiertła poszły w ruch.
Kinga po chwilowej panice, trzymała się dzielnie, za to Dominika uspokoiła się dopiero, kiedy dostała znieczulenie i okazało się że nic nie boli.
Miałyśmy już wychodzić, kiedy zgodnym chórkiem zakomunikowały, że były dzielne i powinny dostać nagrody.
Dostały kubeczki ze smokiem (a może to krokodyl?), z którymi nie rozstawały się cały dzień.
Wszyscy w domu zostali poinformowani o ich biednych obolałych szczękach, niemożności jedzenia przez okrągłą godzinę no i oczywiście, o wielkiej odwadze.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko przytaknąć.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Tak już mam...

Kinga z Misią są w łazience i myją zęby.
Ja, w kuchni obok, robię za zmywarkę.
Nagle słyszę dziki pisk. Normalka.
Ale idę sprawdzić, co tam znowu maja za problem.
-Co się stało?
Dominika trzyma za kubeczek do połowy wypełniony  wodą.
-Bo Kinga wypiła mi wszystką wodę ( tzn. zużyła do płukania zębów).
-A w kranie nie ma już wody?
-Jest.
-To nalej sobie. Po co piszczysz?
-Bo ja tak już mam. Z urodzenia.

Okeeeej. Nie mam więcej pytań.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Mamo, dlaczego?


Mamo, dlaczego ludzie są bez serca? Nie szkoda im malutkiego szczeniaczka?
Takie pytanie zadała mi wczoraj Kinga, kiedy znalazłyśmy porzuconego psiaka.
Suczka, kundelek biegała wystraszona po ulicy. Prawdopodobnie, ktoś wyrzucił ją z auta i zwiał.
Dziewczyny ją dokarmiają, bawią się i nawet nazwały Luna. Niestety nie możemy jej przygarnąć. Nasz pies nie toleruje innych zwierząt w swoim pobliżu.
Kinga z Dominiką na szczęście to rozumieją. Nie potrafią tylko zrozumieć jak ktoś może wyrzucić pieska na ulicę. Dlaczego nie odda go do schroniska.
Co mam im odpowiedzieć? Sama tego nie rozumiem.

Szukamy dla Luny domu. Może szczęście się do niej uśmiechnie?

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dożynkowo, Odpustowo

Jak co roku w Długosiodle, pod koniec sierpnia, odbywają się Dożynki Gminne. Nakładają się one z innym świętem, odpustem parafialnym św. Rocha.
Jak to na odpustach, pełno jest straganów z obważankami, "kozami", zabawkami, balonami... po prostu przebierać, wybierać. I głowić się, jak wytłumaczyć dzieciakom że kolejna lalka, czy karabin nie są im potrzebne do szczęścia.
Na szczęście, nam udało się ograniczyć zakupy do kozy, obważanek, torebki (Misia nie może bez nich żyć) i oczywiście lodów.
Zresztą lody ze względu na upał, stanowiły podstawę naszej niedzielnej diety. 
Popołudnie dziewczyny spędziły w ogródkowym basenie. Nie przeszkadzało im nawet, że woda miała temperaturę górskiego strumyka. Wyszły dopiero jak ich usta przypominały w kolorze sok jagodowy.
Jak już nabrały zdrowych kolorów, pojechaliśmy na dożynki.
Występy zespołów ludowych oczywiście ich nie interesowały. Od razu popędziły na zjeżdżalnie i trampoliny. Poskakały, pozjeżdżały i... stwierdziły, że nóżki bolą, gorąco i chcą na lody.
Niestety, takie atrakcje jeszcze ich nie interesują. Ale może za rok, czy dwa...


środa, 8 sierpnia 2012

Epoka lodowcowa

Długo nie było nas w domu, więc pora nadrobić zaległości filmowe. Wybrałyśmy się na Epokę lodowcową 4.Wędrówka kontynentów.


Wiewiór już tradycyjnie jest genialny, ale tym razem do spółki z babcią Sid'a.
Film ogląda się naprawdę dobrze.
Ledwie zdążyłyśmy się rozsiąśc i zabrać za pop corn a już pojawiły się napisy końcowe.
Dziewczyny przeżywały każdą dramatyczną scenę, a że ich nie brakowało pół filmu obejrzały z za palców.
Najczęstsze komentarze to, o rany, o mamuńciu i oooo jak romantycznie.
Kiedy ja przeżywałam jedną z tych dramatyczniejszych, Dominika nachyliła się do mnie i szepnęła konspirancyjnym tonem.
-Nie bój się. Takie bajki w kinach i na płytach są narysowane.
-Naprawdę?
-Tak, spoko.
To mnie całkowicie uspokoiło.

A tak w ogóle, to jesteśmy fankami tej serii. Jeżeli nakręcą piątą część, nie zabraknie nas w kinie.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rejs kanałem Ostróda-Elbląg



Trochę obawiałam się tej wycieczki.
Całodniowy, rejs? Dzieciaki mogą się zanudzić. Tak na wszelki wypadek wzięliśmy nawet kompa, żeby w razie czego ratować się bajkami.
Rejs kanałem Ostróda-Elbląg jest naprawdę długi, bo płynęliśmy i jechaliśmy jakieś dziesięć godzin.
Stąd moje uzasadnione obawy z powodu "znudzenia materiału".
Początek rejsu w Ostródzie. Pogoda piękna, więc usadowiliśmy się na górnym pokładzie.
Pierwszy odcinek rejsu był... jak większość tego typu rejsów.
Płyniemy kanałem, podziwiamy widoki i zajadamy się śniadaniowym prowiantem. Dużym plusem były opowieści kapitana, który przez całą podróż opowiadał historię kanału, różne ciekawostki z nim związane i odpowiadał na wszystkie pytania. Panie kapitanie, wyrazy szacunku.
W miejscowości Miłomłyn przesiedliśmy się do autokaru, który odstawił nas do Buczyńca, gdzie zaczynają się pochylnie.
Dla zainteresowanych, którzy nie przepadają za pływaniem po kanałach, a chcą "pojeździć" statkiem po trawie. Najlepiej zacząć podróż od tego miejsca.

Tym razem z powodu "zatłoczenia" wylądowaliśmy pod pokładem, ale trochę kombinowania, słońca (przez większość pasażerów uciekła na dół), a udało nam się zająć najlepsze miejscówki.
Tuż pod budką kapitańską. Czasami trochę niewygodnie ale za to jakie widoki!!
Kiedy płynęliśmy przez kanał, musieliśmy siedzieć, żeby nie zasłaniać widoków głównodowodzącemu, ale kiedy jechaliśmy po trawie.. pełen luz.
Przypomniała mi się scena z filmu "Tytanic" - I'm, flying Jack...
Dobra, może nie ta wysokość i nie ta bryza, no i brak podkładu muzycznego, ale od czego mamy fantazję!


Pochylnie, jest to coś, co każdemu polecamy do obejrzenia. Jeżeli nie ze statku, to przynajmniej z poziomu gruntu. Statek jadący po trawie, to w końcu widok niecodzienny, a dzieciakom taka przejażdżka bardzo przypadła do gustu.


Po pokonaniu ostatniej pochylni i przepłynięciu długaśnego kanału, wpłynęliśmy na jezioro Druzno, które jest rezerwatem ptaków wodnych. Faktycznie, takiej różnorodności ptactwa wszelkiej maści i rozmiarów jeszcze w Polsce nie widziałyśmy.
Panowie z obsługi rozdawali dzieciakom chleb do karmienia ptaków. Tylko mewy nie chciały za bardzo współpracować. Widocznie były już przejedzone.


W końcu, dopłynęliśmy do Elbląga i o dziwo dopiero na hasło wysiadamy, dziewczyny poczuły się wykończone.
Para z nich zeszła i nie chciały spacerować po mieście. Nie pomogła nawet łapówka w postaci lodów.
Fakt, lody zjadły ale energii od tego nie przybyło.


Z Elbląga, autokar zawiózł nas z powrotem do Ostródy.
Kinga z Dominiką "padły" po pięciu minutach jazdy, ale po takiej wycieczce, odpoczynek był w pełni zasłużony.

Acha, jeszcze mała uwaga. My zamawialiśmy bilety przez internet dlatego nie mam bladego pojęcia czy można je kupić od ręki w kasie. Z zasłyszanych plotek dowiedzieliśmy się, że czasami jest problem z zakupieniem biletów "od ręki".

środa, 1 sierpnia 2012

Jamniczek


 Czasami wydaje mi się, że radio w samochodzie, nie jest mi potrzebne do szczęścia.
Jeżeli oczywiście mam ze sobą dziewczyny