piątek, 29 czerwca 2012

Koniec szkoły

Kinga skończyła dzisiaj edukację w kalsie O.
Nie obeszło się bez łez i wzruszeń. Dzieciaki bardzo polubiły swoją Panią i chyba vice versa.
Niestety Pani uczy tylko klasy O, więc nie może dalej ich prowadzić. Szkoda.
- Wiesz mamo, będę bardzo tęskniła za szkołą -stwierdziła Kinga- czy będziemy mogli odwiedzać ją czasami? Proooooooosze.
- Za dwa miesiące wrócisz z powrotem.
-Ale zanim wrócę.
-Przecież mówiłaś że czasami było nudno.- drażnię się z nią. Kinga lubi używać słowo nudno nawet w nieuzasadnionych przypadkach.
-Bo było nudno ale fajnie.
Sorki ale chyba nie nadaję na dziecięcych falach.
Dla mnie nudno to nie fajnie. Jak może być fajnie, kiedy jest nudno? A może, nuda jest po prostu fajna?
Filozofa poproszę!



Dominika dla odmiany, pod czujnym okiem babci poznawała tajniki robienia pierogów.
Tylko dlaczego pytam się, robiła to na barku?


Potem dzieci mają pretensję, że mama to "tak fajnie pomagać nie pozwala"
No niestety mama, babci w pomysłowości rozpieszczania dzieci, nigdy nie przebije.
Ale właśnie za to kochamy babcie.

wtorek, 26 czerwca 2012

Kurki w śmietanie z koperkiem

Chciałabym, podzielić się dzisiaj naszym sposobem przyrządzania kurek. Być może jest już on gdzieś spisany, nie wiem, nie sprawdzałam. Przepis mam jeszcze od mojej babci, która musiała przyrządzać grzyby średnio raz na dwa dni. Niestety, takie są skutki wnucząt grzybiarzy i mieszkania pod lasem.


Składniki
kurki
koperek
śmietana 18%
sól



Kurki myjemy, kroimy na mniejsze części. Jeżeli grzyby są małe wrzucamy w całości.
Zalewamy wodą i gotujemy. Po zagotowaniu, zostawiamy na ogniu jeszcze na ok. 5 minut.
Odlewamy wodę, zostawiając tylko ok. 1/2 szklanki (wody oczywiście) .
Do tego dodajemy śmietanę, ja zawsze używam "Piątnice".
Gotujemy na małym ogniu od czasu do czasu mieszając, dopóki woda się nieco nie odparuje i sos nie zgęstnieje. Trzeba uważać, bo śmietana ma tendencję do przypalania.
Pod koniec dodajemy posiekany koperek i sól do smaku.
Ilość koperku, w zależności od preferencji. W domu czasami spieramy się, czy chcemy więcej czy mniej. Wygrywa osoba mieszająca w garnku.
Po dodaniu koperku, gotujemy jeszcze ok 10 minut.
Moja mama dodaje czasami jeszcze trochę natki pietruszki. Ja wolę bez.
Jemy z chlebem, ziemniakami, lub bez dodatków. W zależności od fantazji.
Pyszne są również z plackami ziemniaczanymi ( placki z dodatkiem majeranku).

Smacznego.


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Grzyby, jagody i inne atrakcje (niedziela) cz.2

 
Po porannej mszy w kościele parafialnym w Długosiodle, tradycyjnie już udaliśmy się na lody. Są oczywiście lody włoskie, na patyczkach, w pojemniczkach ale my uwielbiamy lodowe kuleczki zwane Minimelts, których wytwórnia znajduje się właśnie tutaj.
Tata próbował zaproponować tym razem coś innego, ale wszystkie trzy go zakrzyczałyśmy.

Na obiad były kurki w śmietanie, które nawet dziewczyny wcinały.
W końcu jak wiadomo, grzyby w swym urodzaju są dość kapryśne i nie wiadomo jak długo będziemy mogli się nimi cieszyć.
Potem poszłyśmy do sąsiadów poprzytulać trochę kotki. Mają niecały tydzień, nie widzą jeszcze na oczka i wyglądają słodko.


-Jakie one słodziutkie, jakie śliczniutkie- dziewczyny prześcigały się w zachwytach.-Czy możemy dać im mleczko?
-Nie, małe kotki piją mleczko od mamy.
-Ano tak- stwierdziła Misia- one piją z cycusia, jak małe dzidziusie.
-Dokładnie. Ale możecie dać mleko dużemu kotkowi.
-Ja dam, ja dam! A możemy dać kotlecika?Albo kiełbaskę?
Hojność dzieci jest po prostu rozbrajająca.


Kot nakarmiony, więc pora na badmintona (sprawdziłam nawet na wiki poprawność nazwy).
Dominika, pod koniec gry potrafiła odbić lotkę trzy razy!! Moja mała sportsmenka.
Kinga, wybrała bardziej statyczne zajęcie czyli puszczanie baniek. Też jej dobrze szło.


Kiedy miały już dosyć, wybrałyśmy się na rowery, ale tym razem po bardziej płaskich drogach. Po wczorajszych wytrząsaniach się po lesie nadal bolą mnie cztery litery. A mówią, że sport to zdrowie!


Kiedy przejeżdżałyśmy obok łąk, zaczęłam zachwycać się zapachem świeżego siana.
-Teraz rozumiem- podsumowała mnie Misia- mama jest zakochana w sianie!
Ha,ha jak widać obiekt miłosnych westchnień, może być bardzo różny. Ale przyznaje, uwielbiam zapach siana. Nieodłącznie kojarzy mi się z dzieciństwem.
Zdążyłyśmy jeszcze tylko narwać polnych kwiatów i już pora się zbierać.
Kinga z Dominiką jak można było przewidzieć zaczęły narzekać, że już musimy wracać do domu.
Miały jeszcze tyle rzeczy zrobić. Pomalować kredami ulicę na kolorowo, potaplać się w błotku, pobawić się w piasku przy drodze, bo przecież piaskownica nie jest aż tak ciekawa.
Obiecałam, że przyjedziemy tak szybko jak się tylko uda. W końcu za tydzień wakacje!!!

niedziela, 24 czerwca 2012

Grzyby, jagody i inne atrakcje (sobota) cz.1

(Niestety ze względu na problemy z siecią, dopiero dzisiaj mogę wstawić posta).

Jest weekend, pogoda dopisała, wiec postanowiliśmy wyjechać sobie na łono natury.
Nasze stałe miejsce krótkich wypadów to działka, wśród łąk i lasów w spokojnej miejscowości Pecyna, ok. siedemdziesiąt kilometrów od Warszawy.



Mamy tu, wszystko co potrzeba do zdrowego wypoczynku. Lasy obfitujące w grzyby, jagody, leśne trasy rowerowe, rzeczkę w której można się pomoczyć i wspaniałe, zdrowe powietrze.
Niedaleko za domem zadomowiły się bobry, żurawie, dziki i sarny.
Pod względem przyrodniczym mamy tu po prostu istny "full wypas".
W ramach korzystania z dobrodziejstw leśnych kniei, postanowiliśmy nazbierać własnoręcznie jagód i ulepić pierogi. Jest to już poniekąd nasza coroczna tradycja.
Dziewczyny, od razu podłapały temat tym bardziej, że uwielbiają spacery po lesie.
Żeby dostać się na miejsce obfitujące w jagody, musieliśmy zrobić sobie krótką przejażdżkę na rowerach.
Niestety, od bliższych miejsc jagodowych obfitości zostaliśmy odcięci przez bobry, które robiąc tamy stworzyły pomiędzy nami a lasem takie rozlewiska, że nie możemy się przez nie przedostać. A kaczkami brodzącymi niestety nie jesteśmy.
Kiedy byliśmy już na miejscu, Misia pierwsza zauważyła jagody.
-Kinga jagody!-zaczęła krzyczeć i skakać jak zając-patrz, patrz jagódki!
Mam nadzieję, że nie przyprawiła tym samym o zawał żadnego szaraka.
Zbierały dzielnie, ale w końcu większość owoców zamiast w pojemniku lądowała w brzuchach.
A pod koniec, nawet te z pojemnika w nich znikały.


Przy okazji jagodobrania nazbieraliśmy całe wiaderko kurek.



Takie małe, żółte grzybki w restauracjach często podawane z mięsem.
My dusimy je ze śmietaną i koperkiem i często zajadamy bez dodatków. Tym razem będą jako dodatek do niedzielnego obiadu.
Po powrocie z lasu,stwierdziliśmy że nasz pies, Kira jest nieco brudna, więc przydałaby się jej kąpiel w rzece. Należy do tych które uwielbiają się kąpać, a jeżeli rzuci się jej jeszcze do wody patyk dosłownie skacze na główkę.



Dzisiaj, dziewczyny wraz z naszą sąsiadką, bardziej od rzucania patyka, były jednak zainteresowane udawaniem gęsi w pobliskiej sadzawce, która powstała po ostatnich opadach.
Przyznaje się, sama z nimi wlazłam do tej sadzawki. Woda czyściutka bez żadnych pijawek a do tego taka cieplutka jak w basenie.


Po taplaniu zjadły tyle pierogów, że dziw gdzie to się im wszystko pomieściło.
Wcale nie byłam gorsza. Ale własnoręcznie ulepione pierogi z jagodami a do tego śmietana... mniam. Nie można się oprzeć.

Wydaje się, że przez cały dzień nic szczególnego nie robimy. Spacerek, przejażdżka, taplanie w wodzie, ale czas mija w zastraszającym tempie i pod koniec dnia nawet Kinga z Dominiką dają za wygraną i domagają się położenia do łóżek.  
-Mamo, chcemy spać.
-Ok idziemy się wykąpać i do łóżek.
-Ale my jesteśmy śpiące...aaa
Faktycznie buzie tak im ziewają, że grożą wywichnięciem szczęki.
-Dziewczyny, pomogę wam się szybciutko umyć.
-A, może dzień dziecka?- próbują mnie podejść.
"Dzień dziecka" to taki szczególny dzień, kiedy wszyscy jesteśmy tak padnięci, że pozwalamy im pójść spać bez mycia. Wszystko co muszą zrobić to umycie zębów. I założenie piżam.
Niestety dzisiaj są tak brudne, że brak mycia równa się praniu pościeli.
-Jak się wykąpiecie to włączę wam na komputerze "Sezon na misia 2"- próbuję z innej stony
-Yes, yes, sezon na misia!!! - krzyczą i przepychają się w drzwiach do łazienki.

 Yes!!! to się nazywa sprytna mama! Nie można po dobroci, to trzeba sposobem.


czwartek, 21 czerwca 2012

Tęsknota za dziadkami

Dwa tygodnie temu, dziadkowie dziewczynek jako pełnoprawni już emeryci pojechali nad morze, wraz z resztą członków klubu seniora.
Dzieciaki na początku przyjęły to ze zrozumieniem, ale z upływem czasu coraz bardziej domagają się ich powrotu.
Po prostu bardzo tęsknią.


Dzisiaj jest ten wielki dzień i dziewczyny z samego rana, jeszcze w piżamach zaczęły robić dla dziadków kanapki, bo jak stwierdziły;
-Kiedy przyjadą będą bardzo głodni a jak dostaną kanapki to będą bardzo szczęśliwi.
Nie wątpię.
Miały już kilka podejść do robienia kanapek ale skutecznie udało mi się je przekonać, że kilka dni w lodówce to może być stanowczo za długo dla ich świeżości.
Kinga wyrysowała cały kanapkowy plan obejmujący wygląd i skład kanapek z rozłożeniem na poszczególne etapy przygotowania.
Jakby tego było mało, namówiły również tatę, żeby pojechał z nimi do lasu i pomógł nazbierać jagód, żeby przygotować dla dziadków deser jagodowy.
To nic, że wróciły całe ubłocone i pogryzione przez komary, ważne, że wróciły ze swoim łupem! 
Nawet ja dostałam jedną porcję.
Nie wiem co dziadkowie na to powiedzą, ale dla mnie pycha!!!!



Nie mogło oczywiście zabraknąć tradycyjnych laurek.
Psycholog po obejrzeniu ich nie miałby się chyba do czego przyczepić.
Nawet rybki ze stawiku są szczęśliwe.


środa, 20 czerwca 2012

Trochę mody

Dzisiaj na modowo.
W końcu mamy piękną letnią pogodę i trzeba to wykorzystać na przewietrzenie letnich rzeczy.

Kinga





Kinga ma na sobie granatową bluzkę wyszywaną cekinami, którą kupiłam na zeszłorocznej wyprzedaży i białą spódnicę z obecnej kolekcji. Do tego kapelusz z granatową wstążką.

Spódnica i bluzka/ Zara
kapelusz/ H&M





Dominika



Rzeczy są sprzed dwóch lat, przetestowane na Kindze.
Pomimo wielokrotnego prania w odplamiaczach, zachowały kolory.

Bluzka/ Zara
Spódnica/ Endo




Uwielbiam kupować w Zarze.
Dlaczego? Po prostu ich design dziecięcych rzeczy najbardziej do mnie przemawia.
No i ten wybór!! Jak wchodzę na dział dziecięcy dostaję oczopląsu.
Grzebanie w ciuchach dla mnie, tak mnie nie ekscytuje jak oglądanie tych małych sukieneczek, bluzeczek...
Lubię przeglądać ich stronę, żeby mieć pełen wgląd w asortyment ze względu na braki w niektórych sklepach.
Szkoda tylko, że przy zakupach przez internet ceny są takie same jak przy zakupie w sklepie. Nawet symboliczne zniżka byłaby miła.

http://www.zara.com

A tak w ogóle to jak już kiedyś pisałam, ceny ubrań dziecięcych mnie powalają.
Na szczęście, zaczynają się powoli wyprzedaże i co za tym idzie, zakupowe szaleństwo.
Dobra, z tym szaleństwem to trochę przesadziłam, ale już zlustrowałam garderobę i zrobiłam listę rzeczy do dokupienia.
Pomoże mi to zachować zdrowy rozsądek i nie zachwieje domowym budżetem.
Przynajmniej nie za mocno.


poniedziałek, 18 czerwca 2012

Stary dobry trzepak

Podobno, kiedyś zabawy dzieciaków z miasta toczyły się wokół podwórzowego trzepaka.
Nie wiem, bo mieszkałam pod warszawą a z racji tego, nasze zabawy to były głównie podchody.
Ale też mieliśmy na podwórkach trzepaki i potrafiliśmy na nich przewisieć pół dnia.
Świat się zmienia, zabawy się zmieniają ale stary dobry trzepak jest nadal uwielbiany przez dzieci.
No, nie zapominajmy również o huśtawkach.



Przyznam się, że też próbowałam tak zawisnąć. Niestety, fantazja już nie ta, kości nie te, i jakaś taka za duża już jestem.
Poza tym mój mózg jak mantrę powtarza - co będzie jak spadniesz???
To jest argument żeby na trzepak nie włazić i pozostawić to szaleństwo młodszym pokoleniom.




Nasi ulubieńcy, czyli pies i chomik wśród nas cz1

Mamy w domu 1,5 zwierzątka.
1 to chomik a te pół to pies.Pół dlatego, że dzielimy go razem z dziadkami, którzy mieszkają za ścianą.
Chomika mamy od listopada.
Miałam chandrę i żeby się pocieszyć kupiłam dzieciakom chomiczka.
Oryginalne prawda?
Inne kobiety kupują sobie nową parę butów a ja futrzastego głodomorka.
Sugerując się opiniami osób, które posiadają takie stworzonka, wybrałam chomika dżungarskiego. Podobno bardzo łagodny, towarzyski, niegryzący....
Niestety nasz pupil okazał się gryząco piszczącym odstępstwem od reguły.
Na dzień dobry mało mi palca nie odgryzł a wszelkie próby zaprzyjaźnienia, kończyły się niepowodzeniem.



Żeby, wyjąć go z klatki musiałam poświęcić swoje rękawiczki.
Dziewczyny, przez długi czas tylko ją dokarmiały i zachwycały się przez metalowe kratki.
Ochrzciły ją "Chomiczka" i zdecydowały jednogłośnie, że jest to ich najsłodszy, mały głodomorek.
Są jeszcze za małe, żeby sprzątać klatkę ale jeżeli chodzi o karmienie to czasami mam obawy, czy Chomiczka za bardzo się nie utuczy. Na szczęście, uwielbia swoją bieżnię która jest w użyciu większą część nocy.
Ku naszemu utrapieniu, bo jest to trochę uciążliwe.



Od niedawna Kinga na tyle zdołała oswoić zwierzaczka, że przestała ją gryźć!
W sumie nic dziwnego, bo przytula go i całuje średnio raz na piętnaście minut.
Kiedy ja próbowałam ją wyciągnąć, potraktowała mnie zębami.
Stąd nasuwa mi się jeden wniosek.
Mały zawsze szybciej dogada się z małym.
My jako dorośli już dawno przekroczyliśmy tą magiczną granicę, kiedy pomimo obaw o stratę palców przytulamy gryzące futrzaki.Dzieci jeszcze nie.
Jest to coś, czego im zazdroszczę.

niedziela, 17 czerwca 2012

Bój o telewizor

Od kilku dni, toczymy regularne batalie o telewizory.
Mamy ich w domu sztuk dwie i jak się okazuje o jedną sztukę za mało.
Dziewczyny na górze oglądają Minimini a tata na dole kibicuje naszej drużynie.
W końcu mamy Euro 2012.



A gdzie, pytam się ja mam coś obejrzeć??!!
Niestety, pasjonatką tego sportu nie jestem i chociaż szczerze trzymam kciuki za naszą drużynę to samo oglądanie mi nie wychodzi. Po prostu za bardzo przeżywam to co dzieje się na boisku.




Chciałam przełączyć bajkę.
Dziewczyny podniosły taki alarm, że chyba słychać je było na końcu ulicy.
Przeszkodzić kibicowi piłki nożnej? Nie, nawet nie będę ryzykować.
Wiadomo, faceci oglądający mecz są jak w transie. Dookoła może się palić, walić a oni są niewzruszeni. Spróbuj zabrać pilota a zobaczysz, mord w oczach.
Pewnie ja wyglądam podobnie, kiedy ktoś próbuje oderwać mnie od pasjonującej lektury.
Wychodzi na to, że muszę jakoś przetrwać następne kilka tygodni.
Dobrze, że jest tyle fajnych książek do przeczytania.

piątek, 15 czerwca 2012

Uciekający dinozaur

Dzisiaj natknęłam się na coś takiego.




W progu bawialni- tak nazywamy pokój gdzie mają zgromadzone wszystkie zabawki, no oprócz tych wędrujących, które właśnie poniewierają się po salonie- stoi sobie dinozaur.
Co on właściwie robi? Zastanawiam się
Czy on ucieka?
A może po prostu chce iść na spacer?
Prawdopodobnie to Kinga go tam umieściła, ale dlaczego?
Ciekawość nie daje mi spokoju.



-Kinga, co ten dinozaur robi?
-Pilnuje.
-A co on pilnuje?
-Żeby nikt nie wchodził do pokoju.
-A dlaczego?
-No,żeby nie porwał dzieci.
-Jakich dzieci? Ciebie i Dominiki?
-Nie no. Naszych dzieci.
Nie wiedziałam, że mamy jeszcze jakieś dzieci. Zaglądam do pokoju. A te dzieci!!







Jak to mówią " Wszystkie dzieci nasze są".


czwartek, 14 czerwca 2012

Zamiast kawy, czyli jak postawić rodzica na nogi

Kto, potrafi skuteczniej od kawy podnieść nam rano ciśnienie, postawić na nogi i doprowadzić do białej gorączki?
Oczywiście dzieci!
Dominika od jakiegoś czasu ma taki poranny rytuał.
-Misia, umyj zęby i chodź się ubierać.
-Ja nie chce do przedszkola!!!- wrzeszczy tak, że człowiekowi włosy stają dęba.
Po czymś takim spodziewam się najazdu brygady antyterrorystycznej, bo ktoś na ulicy może pomyśleć, że mordują niewinne dziecię.
-Kochanie, mama wychodzi tata pracuje nikogo nie będzie w domu. Musisz iść.
-Ale ja nie chce i już!!! Na pewno nie pójdę i kropka AAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!
I nie chodzi o to, że nie lubi swojego przedszkola.
Nie, ona je uwielbia, nie mówi o nim inaczej jak -mój Pinokiuś (to zdrobnienie od Pinokia).
Skąd jej się to więc bierze, pytam???
Z upodobania do dręczenia mamy?
Liczę do dziesięciu i zaczynam od nowa, ale bardziej stanowczo.
-Misia, umyj zęby, proszę.
-Ja chce mieć wolne!!!!!!!!!!! To niesprawiedliwe! Dlaczego Kinga nie idzie?!!
-Kinga też idzie, tylko na popołudnie.
-To nie w porządku!




Może dorośli powinni zacząć stosować podobne zachowania na swoich pracodawcach?
Wchodzisz do pracy i krzyczysz od progu.
-Życie jest do bani!! Ja chce mieć wolne!! Nie chce do pracy!!!
I w tym momencie wystraszony, Twoim zdrowiem psychicznym pracodawca wypisuje Ci tygodniowy, pełnopłatny urlop!

A co w tym wszystkim jest najciekawsze?
Moje małe diable po przekroczeniu progu mieszkania, zamienia się w chodzącego aniołka.
-Mamuńciu kochana przepraszam, już będe grzeczna.Jestem już grzeczna?Idziemy do Pinokiusia! Lalala.. Pójdziemy potem na lody? A wczoraj w przedszkolu....- szczebiocze jak szczęśliwy wróbelek.

Udusić czy ucałować? Ucałować czy udusić? Oto jest pytanie.
Hamlet ze swoim "Być, albo nie być", może się schować.

wtorek, 12 czerwca 2012

Szał kibicowania czyli Euro 2012

U Kingi w szkole, kibicowanie osiągnęło dzisiaj apogeum.
Wszyscy, łącznie z nauczycielkami przebrani byli w barwy narodowe a twarze mieli wymalowane biało czerwonymi farbami.
Może sama nie jestem kibicem, bo nie bardzo rozumiem ideę tego sportu, ale przyznam, że inicjatywa super!!
Cała szkoła wyglądała, jakby urwała się z jakiego meczu. Niektóre dzieciaki miały nawet szaliki i flagi.
Dla mnie. Dobra lekcja patriotyzmu.



poniedziałek, 11 czerwca 2012

Żeby kózka nie skakała...

Misia przykicała dzisiaj rano, na jednej nodze do sypialni.
-Mamo nóżka mnie boli
-Co się stało?
-No bo wczoraj ja tak skakałam na łóżku i skakałam i nóżka mi się tak zrobiła - wygina przy tym nogę pod jakimś dziwnym kątem- i upadłam i mnie teraz boli ałłłaaaa.
Przejęta cierpieniem mojego dziecka oglądam nóżkę ze wszystkich stron. Wygląda ok. Chyba obejdzie się bez interwencji służb medycznych.
-A ile razy mówiłam żebyś nie skakała po łóżku?
-Bo obiecałaś, że kupisz trampolinę. Kiedy kupisz????
No tak, teraz to ja jestem wszystkiemu winna.
-Nie wiem kochanie, zapytaj tatę kiedy kupi.
-Ale to przecież był Twój pomysł.
????
Rany, na taki argument nie mam wytłumaczenia.
Następnym razem ugryzę się w język zanim wyjawię mój pomysł.

niedziela, 10 czerwca 2012

Kino

   Po porannym, tradycyjnym już wysłuchaniu monologu Dominiki o niesprawiedliwości życiowej, postanowiliśmy udać się na seans filmowy.
   Dziewczyny zdecydowały się na "Goryl Śnieżek w Barcelonie", a ja korzystając z okazji postanowiłam wybrać się na film dla nieco większych dzieci, czyli "Królewna Śnieżka i Łowca". 
Tak się dobrze składało, że seanse prawie się pokrywały, więc nie musiałam się martwić , że dzieci z tatą będą musiały na mnie czekać.
A tak na marginesie, ja na czekanie bym nie narzekała, w końcu wokoło tyle sklepów....



   Zaopatrzyliśmy się w obowiązkowy popcorn i napoje i możemy się "ukulturalniać".

- I jak wam się podobał film? - pytam po seansie
- Szubcio!!! - odpowiada Misia
- He? A co to znaczy szybcio?
- Nie szybcio tylko szubcio. To znaczy fajny!- poprawia Kinga
Kto nadąży za tym "młodzieżowym" slangiem.
- Ten Śnieżek był fajny, ale był tam taki straszny pan, który chciał mu wyrwać serce?
- Naprawdę?
- Nooo naprawdę- gestykuluje Misia- bo on pomyślał, że to serce przyniesie mu szczęście!

   Ooooo i tu naszła mnie pewna zbieżność. Oni byli na Śnieżku a ja na Śnieżce, tam był zły pan, który chciał mu zabrać serce... a tu zła królowa, która chciała...tego samego ale na pewno w wersji dla starszych.. czyli, nieco bardziej krwawej. A to oznacza, że chyba poczułam atmosferę bajki o małym gorylku.



  Potem postanowiliśmy zaszaleć na całego i poszliśmy na tzw. " chińszczyznę".
- Ja chce żółte spagetti.
- Ja też.
 Dziewczyny uwielbiają makaron sojowy, który w połączeniu z sosem sojowym, robi się złoty. I stąd nazwa, żółte spagetti.




 A propos - niesprawiedliwości życiowej.
Misia po porannym przebudzeniu lubi sobie ponarzekać:
  1. że Kinga, idzie dzisiaj do szkoły później,
  2. że Kinga ma jakieś nowe ubranie,
  3. że kingi ubranie jest ładniejsze od jej ubrania,
  4. że Kinga ma fajniejszą fryzurę,
  5. że świeci słońce,
  6. że pada deszcz, 
  7. że jest śpiąca,
że......
w zasadzie każdy powód jest dobrym powodem.

Wyprawa do Leroy Merlin


   Mam w domu starą, stojącą lampkę i postanowiłam ją odrestaurować. Początkowo chciałam ją pomalować na jakiś cukierkowy kolor, tak żeby pasowała do dziewczynek bawialni, ale zmieniłam zdanie. Lampka ma mieć czekoladową nóżkę i jasny abażur.
Postanowienie postanowieniem ale trzeba to wcielić w życie.
   W tym celu wybrałam się do sklepu Leroy Merlin. 
Ponieważ dziewczyny zaczęły rano przejawiać syndrom nadmiernej pobudliwości ruchowej pomyślałam że dobrze byłoby którąś zabrać ze sobą. Dominika zgłosiła się na ochotnika a Kinga zaproponowała, że w tym czasie pomoże tacie umyć auto. Jest to jedno z ulubionych zajęć moich dzieci, może dlatego że pozwala bez ograniczeń i napomnień ze strony rodziców na taplanie się w wodzie.
   Jak to zwykle na początku, Dominice zakupy bardzo się spodobały. Obmacała wszystkie dywany i dywaniki, wyprzytulała wszystkie poduszeczki a potem zrobiła sobie przerwę w kąciku dla dzieci.



   Kącik bardzo jej się spodobał i zdążyła nawet, nawiązać  nowe znajomości a ja w tym czasie pobuszowałam w dziale z zasłonkami.
   A potem zaczęły się schodki.
Poszłyśmy obejrzeć abażury.
- Mamo nuda!!!!! 
W dziale z farbami.
- Mamo ja chce siusiu!!
- Misiu wytrzymaj, jeszcze tylko dwie minutki.
- Ale ja chce już! Nie wytrzymam- podskakuje na jednej nodze.
Cóż mam zrobić. Zostawiam wszystko i pędzimy do toalety.
Potem wracamy po farbki i zaopatrujemy się w odpowiednie puszki.
   Już mamy wracać w stronę kas, kiedy Dominika dostrzega domki ogrodowe i jak większość dzieci ginie w jednym z nich.


- Mamo ja chce taki domek!
- Kochanie, nie potrzebujemy teraz tego.
- Ale ja chce!

I spróbuj tu człowieku, wytłumaczyć dziecku, że nie jest to rzecz niezbędna do życia, bez której możemy się obejść. 
Tym bardziej że, domki i te wszystkie kolorowe gadżety są fajne i sama zawsze zastanawiam się jakby one wyglądały w naszym ogródku. Na pewno pięknie komponowały by się na tle zielonej trawki i dzieciaki były by, zadowolone.
Widocznie w nas też czasami odzywa się małe dziecko, które uwielbia ten mały kolorowy i beztroski świat.
Niestety, jako rodzice musimy czasami powstrzymać, zakupowe zapędy swoich pociech.

- Misiu, musimy już iść.
- Ale ja się bawię.
- Kochanie, może pójdziemy pooglądać zwierzątka do sklepu obok?
W tym momencie Dominika rzuca łopatkę, którą bawiła się w piaskownicy i ciągnie mnie do wyjścia.
- A kupimy jaszczurkę?

   O rany, niedługo zwichnę sobie mózg od wymyślania, dlaczego nie kupujemy wszystkiego co tylko znajdzie się w zasięgu naszego wzroku.




środa, 6 czerwca 2012

Smoczek

  Przeglądałam sobie dzisiaj zdjęcia sprzed kilku lat i natknęłam się na coś takiego.
Dominika ze smoczkiem.


   Magiczny smoczek a raczej smoczki, były nieodłączną częścią mojego dziecka przez około dwa lata. Dosłownie częścią, bo prawie się z nimi nie rozstawała. Zmieniały się ich marki (najczęściej Nuk lub Canpol}, kolory lub rozmiary, ale zawsze mieliśmy kilka sztuk pod ręką.
A gdy nagle poginęły? Apokalipsa w porównaniu z rozkrzyczanym maluchem, to pikuś!

  Obie dziewczyny dostały te cudowne wynalazki, kiedy odkryły do czego mogą służyć małe paluszki, zwane kciukami. I kiedy Kinga, po dwóch dniach użytkowania pluła smokiem na odległość, Misia tak się przyssała, że nie mogła się oderwać przez dwa lata.

  Szczerze, do końca nie przypominam sobie jak to było, kiedy zabraliśmy jej smoczki, więc albo obeszło się bez sensacji albo to było tak traumatyczne przeżycie że mój mózg wymazał je z pamięci w odruchu samoobrony.

  Niestety, kiedy zabraliśmy smoki, Dominika zaczęła obgryzać paznokcie. Nie pomogły żadne persfazje, prośby ani magiczne sposoby. Obgryzanie trwało jakiś rok, aż pewnego dnia odkryłam, że w końcu mam co obciąć! Był to dla mnie swego rodzaju szok! Nie było paznokietków aż tu nagle, są!
Czy to dlatego, że sobie odpuściłam i przestałam stresować i siebie i ją? 

  Do dzisiaj zastanawia mnie, dlaczego jedne dzieci nie potrzebują smoczka a inne, nie mogą bez nich normalnie funkcjonować.Czy zależy to od charakteru, środowiska?
A może po prostu z potrzeby cmokania?
W końcu, kto z dorosłych nie żuje gumy?!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Dzień, jak co dzień


Niespodzianka. Dominika nie założyła swojej spódniczki.
Może przekonał ją deszcz za oknem? A może moja informacja, że jest zimno?
Tak czy inaczej, wyciągnęła z szafy czarne spodenki i pomarańczową bluzeczkę.



Do przedszkola wzięła również torebkę. Gdzieś musiała przecież upchać swoje zabawki.

*********
Dominika wraca do domu.
- Jak było w przedszkolu?-pytam
- Fajnie, ale stęskniłam się za mamuńcią- odpowiada Misia i rzuca mi się na szyję.
Jest typem pieszczocha i całuśnika, więc po kilku minutach próbuję się uwolnić z objęć małego przytulaczka.
- Oj mamuńcia nie ucieka.-protestuje Misia- Mamuńcia mnie nie kocha?
No cóż,pozostaje mi tylko pokazać, jak bardzo mama ją kocha.
Teraz to ona ucieka chichocząc.


*******
- Mamo!
- Tak?
Kinga podstawia mi pod nos mordkę ich ulubionego zwierzaczka.
- Chomiczek nie może zasnąć.
- To co mam zrobić?
- Zaśpiewać kołysankę? No zaśpiewaj.
- Aaa kotki dwa...
Mam tylko nadzieję, że biedaczek nie będzie potrzebował sesji u psychologa.

Festyn

Wczoraj u Kingi w szkole odbył się festyn.



Niestety pogoda nie dopisała, więc po bardzo krótkich występach wzięliśmy udział w loterii fantowej i uciekliśmy do domu.



W drodze Misia rozpaczała nad niesprawiedliwością losu ponieważ, ona wylosowała pudełeczko a Kinga małą zawieszkę ze zwierzaczkiem. No cóż, jakby wylosowały odwrotnie też by marudziła. Każdy powód jest dobry, żeby sobie ponarzekać. A i ta pogoda taka nijaka nie nastrajała zbytnio... wieje, zimno.
W domu, zrobiłyśmy kakao, włączyłyśmy drugą część Madagaskaru i od razu zrobiło się nam lepiej.

*******

Zapomniałam dodać, że Dominika nie rozstaje się ze swoją nową spódnicą. Na festyn też chciała w niej iść ale bałam się, że zamarznie. Zostało ją przekonać do spodni. Niestety łatwiej pomyśleć niż namówić. W końcu doszłyśmy do kompromisu. Została i spódnica i spodnie.


******

Dzisiaj Dominika przebierała się chyba z pięć razy. Oczywiście głównym elementem stroju nadal pozostaje różowiutka spódniczka, dlatego moja mała modelka nadrabia bluzkami i dodatkami.




Jak widać modelka oprócz wspomnianej spódnicy ma na sobie, bluzkę wygrzebaną w "lumpeksie",baletki, naszyjnik odziedziczony po starszej kuzynce, zegarek..nie pamiętam skąd go ma i wianuszek ze sztucznych kwiatków, który dostałam kiedyś przy okazji jakiejś imprezy pracowniczej.
Muszę przyznać, że stylizacja dla mnie wygląda słodko.
Tak czy inaczej zostałam zmuszona zagrozić mojej córce zamknięciem ich garderoby na klucz. Przebieranie nie jest takie złe. Gorszy jest bałagan jaki potem mi zostawia....
Ciekawe, czy jutro do przedszkola założy swoją cukierkową spódniczkę..?