Jak co roku w Długosiodle, pod koniec sierpnia, odbywają się Dożynki Gminne. Nakładają się one z innym świętem, odpustem parafialnym św. Rocha.
Jak to na odpustach, pełno jest straganów z obważankami, "kozami", zabawkami, balonami... po prostu przebierać, wybierać. I głowić się, jak wytłumaczyć dzieciakom że kolejna lalka, czy karabin nie są im potrzebne do szczęścia.
Na szczęście, nam udało się ograniczyć zakupy do kozy, obważanek, torebki (Misia nie może bez nich żyć) i oczywiście lodów.
Zresztą lody ze względu na upał, stanowiły podstawę naszej niedzielnej diety.
Popołudnie dziewczyny spędziły w ogródkowym basenie. Nie przeszkadzało im nawet, że woda miała temperaturę górskiego strumyka. Wyszły dopiero jak ich usta przypominały w kolorze sok jagodowy.
Jak już nabrały zdrowych kolorów, pojechaliśmy na dożynki.
Występy zespołów ludowych oczywiście ich nie interesowały. Od razu popędziły na zjeżdżalnie i trampoliny. Poskakały, pozjeżdżały i... stwierdziły, że nóżki bolą, gorąco i chcą na lody.
Niestety, takie atrakcje jeszcze ich nie interesują. Ale może za rok, czy dwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz