poniedziałek, 26 listopada 2012

Dzień Misia

W przedszkolu Dominiki,  "Dzień Misia". Z tej okazji ubrała się w "misiowe" kolory i wzięła do przedszkola największego misia jakiego mamy w naszej kolekcji pluszakowej.
Myślałam, że zabawa z misiami dotyczy tylko naszego przedszkola. Po drodze okazało się, że po ulicy spacerowało dzisiaj wiele maluchów z misiami.
Z ciekawości pogrzebałam w internecie i okazało się, że
25 listopada to Światowy Dzień Pluszowego Misia.
Teraz nie dziwię się tej ilości spacerujących dzisiaj misiów.

czwartek, 1 listopada 2012

Dzień pirata


Zamiast "tradycyjnej" zabawy Halloweenowej, u Dominiki w przedszkolu odbył się dzień pirata.
Zamiast wypożyczać stroje rodzice zaangażowali do pracy własną kreatywność. Każdy wyciągnął z szafy dostępne ubrania i wyszło naprawdę ciekawie.
Dominika stwierdziła, że prawdziwy pirat musi mieć czarną bluzkę i miecz. Bluzka się znalazła ale gorzej z mieczem. Za to, zaplotłam jej kilka warkoczyków i wynalazłam iście piracką czarną chustę w trupie czaszki. Dała się również przekonać, że piratki nosiły kolorowe spódnice. I voila strój gotowy.
Przedszkole oczywiście, zostało odpowiednio udekorowane.
Szczególną uwagę przyciągała dynia z warzywami. Jestem pełna podziwu, za pomysłowość Pań przedszkolanek.










niedziela, 28 października 2012

Śniegowe bałwany

Dorośli nie przepadają za śniegiem. Wiąże się z wymianą opon i odśnieżaniem podwórek.
Dzieci przeciwnie, nie mogą się go doczekać, a im więcej spadnie białego puchu, tym lepiej.
Jako, że napadało wieczorem całkiem pokaźną jego ilość Kinga z Dominiką z samego rana, czyli coś około ósmej, wzięły się za lepienie bałwana, a raczej Pani Bałwanowej. A, że Pani było smutno dolepiły jeszcze dla niej śnieżnego psa.
Zamiast węgielków, którego nie mamy, oczy psa zrobiły z orzechów włoskich, których dla odmiany mamy pod dostatkiem.
Pracą dziewczyn zainteresował się nasz pies. I kiedy Dominika robiła oczka, Kira je wyciągała i zjadała. I tak kilka razy. Dominika naprawiała a pies wyciągał. W końcu obrzuciły go śnieżkami i przekonały, że jest bardzo niegrzecznym psem. O dziwo, poskutkowało.
Szkoda tylko, że śnieg zaczął się rozpuszczać i Pani Bałwankowa, straciła w końcu głowę. Dziewczyny były niepocieszone. Ale przecież przed nami kilka miesięcy zimy i śniegu. Zdążą ulepić jeszcze nie jednego bałwana.

wtorek, 23 października 2012

Ciasto na maślance ze śliwkami

Plan upieczenia ciasta ze śliwkami udało nam się zrealizować.
Co prawda z małym opóźnieniem, ale liczy się efekt.
Ten przepis, jak i kilka innych dostaliśmy od sąsiadki.
Pierwszy raz, kiedy go wypróbowałyśmy nie miałyśmy śliwek. Tym razem było z owocami.

Ciasto   
4 jajka
1 i 1/2 szkl. cukru
4 i 1/2 szkl. maki
3 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 szkl. oleju
1 i 1/2 szkl. maślanki
1/2  kg śliwek

Jajka ucieramy z cukrem. Dodajemy olej i maślankę, a następnie mąkę z proszkiem do pieczenia. Ciasto wyłożyć na dużą blaszkę i ułożyć śliwki.
W przepisie jest podane, że potrzebujemy 1/2 kg śliwek. Ile my ułożyłyśmy, nie mam pojęcia. Dziewczyny część ułożyły, a część zjadły. Podobnie jak kruszonkę.

Kruszonka
1/2  kostki masła
3/4 szkl. cukru
1 szkl. mąki

Tworzyć grudki, posypać nimi ciasto.

I znowu, w przepisie jest 1 szkl. mąki. W tych proporcjach kruszonka jest dla mnie nieco za "maślana". Dosypuję mąkę "na oko" tak, żeby ciasto odchodziło od palców. Żeby powstały sypkie grudki. Co prawda po upieczeniu, grudki te łatwo rozdzielają się od ciasta, ale dziewczyny lubią je obskubywać. Ja również.
Smacznego



niedziela, 21 października 2012

Niedziela

Piękna pogoda, słoneczko.
Postanowiliśmy wybrać się na spacer, bo przecież nie wiadomo
jak długo jeszcze utrzyma się słoneczna pogoda.
Miał być króciutki spacer a doszliśmy aż do lasu.
Dziewczyny nazbierały kolorowych liści. Mają z tego robić jakiś rysunek. Ale to dopiero jutro.
Po trzech godzinach łażenia stwierdziły, że muszą nadrobić zaległości w kontaktach z dziadkami.
A potem, zaplanowały pieczenie ciasta ze śliwkami.
Ambitny plan. Ciekawe tylko czy uda nam się go zrealizować.

wtorek, 16 października 2012

Ślubowanie

Kinga właśnie została pełnoprawnym uczniem szkoły podstawowej.
W zeszłym tygodniu, odbyło się uroczyste ślubowanie klas pierwszych.


Oprócz części oficjalnej, dzieciaki wraz z nauczycielkami przygotowały również występy.
Skecze, piosenki , wypadli super. I nie jest to tylko moje, nieobiektywne zdanie.
Potem oczywiście, jak zawsze przy tego typu okazjach dzieciaki dorwały się do przygotowanych przez rodziców smakołyków. No cóż. To był ich dzień.


Dominika również uczestniczyła w uroczystości. Jako widz.
Była tylko troszeczkę smutna, że nie dostała legitymacji

wtorek, 9 października 2012

Zajęcia plastyczne

Kinga uwielbia malować i tworzyć plastyczne formy.
Co można z takim dzieckiem zrobić?
Oczywiście, zapisać na zajęcia plastyczne.
W za dużej koszuli, siedząc przy sztalugach wygląda jak prawdziwa artystka.
Jej pierwsza praca, może nie była tak piękna jak dzieci, które chodzą na zajęcia od dłuższego czasu, ale ja byłam zachwycona.
Zadziwiające, jak kilka trików, pozwala nawet siedmio latce na  namalowanie obrazka, który wygląda naprawdę fajnie.









poniedziałek, 8 października 2012

Ramka z baletnicą

Na urodziny Kinga dostała, Ramkę z baletnicą, do własnoręcznego wykonania.
Rozrabia się masę gipsową i wlewa do gotowej formy.
Trzeba odczekać, najlepiej 24 godziny do wyschnięcia, i można malować.
Niestety, chociaż zabierałyśmy się za to kilku krotnie, i nawet pudełko jeździło z nami na wczasy, jakoś do wczoraj nie mogłyśmy przekroczyć tej magicznej granicy, pomiędzy chęciami a działaniem.
W końcu, się udało. Wczoraj zalałyśmy formy, a dzisiaj Kinga pomalowała ramkę.
Wyszło bardzo ładnie, czego się tak naprawdę nie spodziewałam. Widziałam już wcześniej podobne wyroby wykonane przez inne dzieci, które w niczym nie przypominały tych z fotografii na opakowaniu.
Trudność sprawiło, pomalowanie baletnicy, na jasno kawowy kolor, i liści na
zielono.
Kolorów tych nie ma w zestawie. Ale mała spryciara, tak długo kombinowała z mieszaniem kolorów, aż osiągnęła pożądany efekt.
Żeby ramka była kompletna, musimy jeszcze umieścić w niej zdjęcie.
Pierwsze próby znalezienia fajnego zdjęcia, zakończyły się fiaskiem.
Bo przecież, jest ich tak dużo!
Mam nadzieję, że nie zajmie nam to następnych kilku miesięcy.

sobota, 6 października 2012

Robótki ręczne

Niektóre dzieci bawią się klockami, niektóre najmodniejszymi lalkami.
Moja, kreatywna starsza latorośl wymyśla własne zabawki.
Od kilku dni produkuje i udoskonala papierowe kotki.
A raczej- nie omieszkała mnie poprawić- lamparty.
Lamparty, mają nawet cały zestaw papierowych obróż,
i łóżeczko zrobione z pudełka.
To nie pierwsza, wymyślona przez nią "zabawka".
Dużą popularnością, cieszą się się również jej "potworki śmieciorki", do których razem z Dominiką zbierają, różnego rodzaju śmietki. Stąd oczywiście nazwa.
Jakiś czas temu, z papierowego talerzyka, opakowania po jogurcie i serpentyn, zrobiła coś co przypominało mi, szalonego piosenkarza rege.
- Co to jest?-zapytałam
-Kosmiczna meduza.
Że też od razu nie zgadłam.

Dominika dla odmiany, zrobiła w przedszkolu domek z cukru i ...wafla.
Sam domek, może i nie jest wytworem jej kreatywności, ale nie byłabym mamą, gdybym nie zachwycała się wykonaniem.


Poniżej, sympatyczny, potworek śmieciorek.


piątek, 5 października 2012

Naleśniki

Jak powszechnie wiadomo, dzieci bardzo lubią pomagać rodzicom, w pracach domowych. Nie koniecznie w sprzątaniu, ale na pewno w gotowaniu. A raczej "babraniu" się w cieście.
Kiedy padł pomysł, żeby na obiad zrobić naleśniki, Kinga oczywiście zaoferowała swą pomoc.
Dolewała mleko, olej, ale najbardziej podobała jej się obsługa miksera. Nigdy nie pozwalałam im samym miksować, ze względu na ciężar urządzenia.
Dzisiaj, postanowiłyśmy to zmienić. Co prawda po chwili musiałam jej pomóc odciążyć rękę, ale co tam. Była bardzo dumna, że udało jej się samej przygotować ciasto.
- Ok mamo, teraz możesz smażyć, tylko pamiętaj, żeby były cienkie.
Zawsze mi o tym przypomina. Ja wolę nieco grubsze, więc spryciara zabezpiecza się, żeby było po jej myśli.

A tak na marginesie, to mamy bardzo prosty przepis na naleśniki:
1 jajko
szczypta soli
mąka
olej
mleko lub woda mineralna gazowana
Ciasto wyrabiamy w proporcjach "na oko". Stała jest tylko ilość soli i jajka. Olej dolewamy, żeby przy smażeniu już go nie używać. W wersji bardziej puszystej zamiast mleka, woda gazowana.

środa, 3 października 2012

Wiewióreczki i edukacja muzyczna


Powyżej odpowiedź, o co chodzi z tymi wiewióreczkami. "Clip" pochodzi z bajki Alvin i Wiewiórki 2.
W oryginale, słuchamy płyty Beyonce z której pochodzi utwór Single ladies.
Mam ją ciągle w samochodowym odtwarzaczu, tak samo, jak ich ulubione piosenki rockowe.
Kiedyś, zmieniłam je na inną płytę i.... nie muszę chyba dodawać, jaką miałam awanturę w aucie.
A ich ulubiony rock? Kawałek Linkin Park - Leave out all the rest - o którym, już kiedyś wspominałam- Waiting for the end (Dominika)  i Wretches And Kings (Kinga).
Dla odmiany, kiedy jadą autem z dziadkami, każą sobie włączać "Przy kominku" w wykonaniu Ireny Santor.
Ich rozpiętość muzycznych zainteresowań jest, fascynująca.

poniedziałek, 1 października 2012

Urodziny

Stoimy w długim, przez duże K, korku. Wleczemy się noga za nogą.. a raczej koło za kołem.
 Dziewczyny, zdążyły już nawet stracić zainteresowanie kłótniami.
-Mamo, a kiedy są moje urodziny- pyta w końcu Dominika.
Pytanie to, zadaje średnio raz dziennie.
-Za cztery miesiące.
-Już nie mogę się doczekać. A twoje kiedy będą? Też nie możesz się doczekać?
-Nie Misiu, ja najchętniej już nie obchodziłabym urodzin.
-Dlaczego?-wtrąca się Kinga- bo masz bliżej do umarcia?
-Noooo.
Rany, nie dość że korek, to te znowu zaczęły ciężki temat egzystencjonalny.
-Najpierw babcia się starzeje i umiera- ciągnie Kinga- potem ty się starzejesz i umierasz...takie jest życie, jak robisz się starsza, to masz bliżej do umarcia....
I pomyśleć, że zaczęły od pytania o urodziny, jeszcze trochę i będę potrzebowała terapii przeciw depresyjnej!!
-To co dziewczyny, może włączyć wam piosenkę o wiewióreczkach?
Na szczęście, takie odwrócenie uwagi zawsze działa.

piątek, 28 września 2012

Tangled Ever After - Zaplątani


Tak sobie grzebałyśmy z dzieciakami na www.youtube.com w poszukiwaniu piosenek z ich ulubionych bajek i wygrzebałyśmy to. Weselny filmik z bohaterami Zaplątanych. Kinga z Dominiką się uśmiały.
Szkoda tylko, że taki krótki. Myślałam, że może jest to zapowiedź drugiej części, uwielbianej przez nas bajki. Niestety, podobno wytwórnia nie planuje wyprodukowania kontynuacji przygód Roszpunki.

środa, 26 września 2012

Dizajnerska komórka

Dominika ma nową, różowiutką, wypasioną, totalnie dizajnerską komórę.
Zrobioną ręcznie, na osobiste zamówienie. Jak ją zobaczyłam, zzieleniałam z zazdrości. Prawie.
Bardzo kobiecy, różowy kolor podkreśla jej unikatowy charakter. Proste klawisze, gwarantują nieskomplikowaną obsługę. Duży, błyszczący wyświetlacz gwarantuje idealny podgląd na obsługującego.
Na szczególną uwagę, zasługuje wyginająca się we wszystkich kierunkach, pokryta futerkiem antenka, która pozostawia niezapomniane wrażenia dotykowe.
Jej, elastyczność w nachyleniu, pozwala na odbiór na najbardziej zakręconych falach.
Gdzie takie cuda produkują? W przedszkolu Pinokio, oczywiście.
Niestety, nie zmieści się w kopertówce.Sprawdziłam.

wtorek, 25 września 2012

Rodzina

-Mamo, wiesz co to jest rodzina?- pyta Dominika
Zastanawiam się przez chwilę.
W końcu, chciałabym jakoś tak mądrze, ubrać wszystko w słowa.
W zrozumiały dla dziecka sposób.
-Rodzina jest wtedy, kiedy jest mama, tata, dzieci...
-Nie, nie nie-przerywa Misia- rodzina jest, kiedy wszystkich łączy miłość! Tate z mamą łączy. Babcie z dziadkiem łączy. Przodka z przodką łączy. Praprapra przodka z praprapra przodką łączy.....(długo jeszcze tak wymienia wszelkie, możliwe kombinacje połączeniowe)... to wtedy jest rodzina.
Hmm. Jej definicja, zdecydowanie przebiła moją.

poniedziałek, 24 września 2012

Amatorka orzechów

Od kilku dni, nasz pies Kira, coś podejrzanie kręci się za dziewczynami.
Dzieciaki idą, pies za nimi. Gdzieś znikają, pies znika z nimi.


W końcu udało mi się ustalić, co takiego we trzy kombinują.
Otóż, w naszym ogrodzie rośnie drzewo. Orzech włoski.
Dziewczyny zbierają sobie orzechy do wiaderka ( w czym towarzyszy im oczywiście pies), a potem siadają na schodach i rozbijają je za pomocą młotka.
Co robi w tym czasie pies? Grzecznie siedzi i czeka na swój przydział orzechowy, ponieważ nasz pies jest znany z dziwnych upodobań smakowych.
Zjada jabłka, śliwki, obierki ziemniaków, ogórków a latem rozsmakował się w skórach od arbuzów.
Tak więc, dziewczyny tłuką orzechy w kolejności, raz dla jednej, raz dla drugiej, raz dla psa.
Kira oczywiście świetnie radzi sobie bez pomocy młotka, od czego ma w końcu ogromne zębiska.
Ale po co się męczyć, kiedy dziewczyny chętnie rozłupią orzeszek, podadzą pod nosek i jeszcze zapytają, czy smakuje?
Dlaczego tylko, kiedy ja próbuje podebrać im orzech podnoszą larum.
-Ej !!! Mamo, to nasze orzechy!!!

czwartek, 20 września 2012

Muffinki

-Mamo, zrobimy mleczaka?
Kinga, robi dziubek i słodko mruga oczami.
-Robiłyśmy w sobotę.
-Ale mi się chce słodkiego.
Mój mózg przyspiesza. Słodkie. Dla dzieci. Na szybko.
-To może mufinki?
-Tak mufinki!!! Z czekoladą!!
No... nie dokładnie takie miałam na myśli..
-A może kokosowe?
Dziecko robi dziwne miny.
-No dobra. Mogą być kokosowe.
Uffff. Ulżyło mi. Mam jeden sprawdzony przepis. Nie chce ryzykować, że coś nie wyjdzie.

Przepis znalazłam jakiś czas temu na blogu http://kulinarnie.blogspot.com. i zdążyłam już przetestować.
Oryginalnie jest  on przewidziany na 6 mufin, ale że ja posiadam blachę na 12 sztuk, musiałam podwoić ilość składników. 

2 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli
1 szklanka słodkiej śmietanki (najlepiej kremówka)
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
120g masła (użyłam masła roślinnego)
1/2 szklanki cukru
2 jajka
1 i pół szklanki wiórków kokosowych

Mąkę z proszkiem i solą wymieszać.
Do śmietany dodać ekstrakty zapachowe.
Utrzeć masło z cukrem, dodać jajka.
Do masy maślano-jajecznej dodawać na przemian mąkę i śmietanę. Miksować tylko do połączenia składników. Na końcu dodać wiórki kokosowe.

Piec w 180 stopniach przez 20-25 min.

Wyszły nam idealnie.



środa, 19 września 2012

My Little Pony

Które z dzieci, a przynajmniej tych młodszych, nie lubi ślicznych małych kucyków, które są bohaterami bajki My Little Pony: Przyjaźń to Magia.


Kinga z Misią je uwielbiają.
Przyznam w sekrecie, że ja też. Są takie słodkie.
Czasami, siedzę z dziewczynami i gapię się w telewizor oglądając je na MiniMini.
Wczoraj dowiedziałam się, że pojawił się nowy konkurs i do wygrania są zestawy z kucykami.
Czyli, kucykowe szaleństwo. A ja, mam w nim wziąć czynny udział.
Dziewczyny, mają na stronie www zaprojektować sale weselną kucyków, a ja muszę dopilnować, żeby wysłać to potem mailem jako zgłoszenie do konkursu.
I tylko tak się zastanawiam, czy jak nic nie wygrają, to będę musiała biec do sklepu i udawać że jednak ich trud został doceniony?
Czy liczyć na to, że do czasu ogłoszenia wyników, jednak zapomną o całej sprawie?


wtorek, 18 września 2012

Pasowanie na przedszkolaka

Dominika, pasowanie na przedszkolaka ma już dawno za sobą, ale w przedszkolu są przecież maluszki.
To z ich okazji, wczoraj w przedszkolu, był zorganizowany piknik połączony z uroczystym pasowaniem na
przedszkolaka.
-Mamo, a czy ja też tak miałam?
W sensie, czy była pasowana.
-Tak, w starym przedszkolu.Pamiętasz?
-A no tak, już pamiętam.
Nie wiem czy to prawda, czy tylko przytaknięcie, ale co tam. Impreza to impreza.

Była pani prowadząca całą uroczystość, był klaun. Konkursy, tańce, balony i bańki mydlane.
Tylko Dominika w pewnym momencie zaczęła pochlipywać, bo pani nie wybrała jej do żadnej z konkurencji. Biorąc pod uwagę ilość dzieci, było to zrozumiałe, ale musiałam się mocno natrudzić żeby ją pocieszyć.
Wiadomo, że "najlepszym" pocieszycielem dla dzieci są słodycze, dlatego kiedy przyszła pora na poczęstunek, zapomniała o swoich zmartwieniach.
Dla dorosłych również nie zabrakło przysmaków. Tylko w naszym przypadku, były to kiełbaski, strogonow i kawa. Pycha.
Też czułam się pocieszona.


Pod koniec, dziewczyny przebrane za klauny, rozdawały jeszcze dzieciakom balonowe zwierzaczki.
Misia, jak przystało na dobrą siostrę poprosiła o balonik w kształcie pudla dla siebie i dla Kingi.
W tym momencie była już tak zadowolona, że przy pożegnaniu, kiedy wychowawczyni zapytała się, jak się bawiłaś, mogła być tylko jedna odpowiedź.
-SUPER!!!

poniedziałek, 17 września 2012

Grzybobranie 2012

W niedzielę, byliśmy z dziećmi na Grzybobraniu w Długosiodle.


Jak udało mi się przeczytać na stronie Lasów Państwowych, impreza ta odbywa się już po raz jedenasty i jak co roku gromadzi aktorów i dziennikarzy.
I nic w tym dziwnego, skoro są to Mistrzostwa Polski Dziennikarzy i Aktorów w Grzybobraniu.
Organizatorami są Gmina Długosiodło i wspomniane już Lasy Państwowe. 


Były stoiska z regionalnymi wyrobami spożywczymi, stoiska promujące podwarszawskie gminy i oczywiście stoisko Lasów, gdzie można było dostać sadzonki drzew, książeczki z grzybami i leśnymi opowieściami.

Były występy orkiestr i zespołów, pokazy ptaków drapieżnych i wiele innych.
Niestety, w tym roku nie byliśmy na całej imprezie. Czas nas nieco poganiał.

Dziewczyny jednak zdążyły pojeździć konno....



.... i pomalować buzie.



Za rok zamierzamy tak się zorganizować, żeby obejrzeć wszystko. Od początku do końca.

sobota, 15 września 2012

Mleczak, czyli nasz sernik na zimno

 
Z okazji weekendu, dziewczyny zażyczyły sobie mleczaka.
Jest to coś w rodzaju sernika na zimno. Ale coś o wiele lepszego.
Przepis, dostałam od bratowej kilka lat temu i od tej pory, jest to nasze ulubione ciasto, wytwarzane przy każdej uroczystej okazji, a czasami bez niej. Tak jak dzisiaj.

Produkty
1 opakowanie żelatyny
1 i 1/2 szkl. cukru pudru
3/4 szkl. mleka
6 jajek
1 masło roślinne
galaretka
1 puszka owoców mieszanych
2 duże banany

Żelatynę zalewamy mlekiem i odstawiamy na pół godziny.
Oddzielamy żółtka od białek. Do żółtek dodajemy cukier puder i miksujemy. Następnie dodajemy do tego masło i również miksujemy. Nie wiem, czy zamiast masła roślinnego, może być margaryna, ponieważ nigdy tego nie próbowałam.
Rozpuszczamy żelatynę uważając, żeby się nie przypaliła.
Mieszając masę jajeczno - maślaną dodajemy ciepłą żelatynę i ubite białka. Na końcu dorzucamy owoce z puszki razem z pokrojonymi bananami.
Po dodaniu żelatyny, całość dosyć szybko tężeje, więc w miarę szybko przekładamy do tortownicy.
Potem zalewamy wszystko galaretką. Ja najczęściej kupuję galaretkę koloru czerwonego, ze względu na fakt, że masa jest żółta. W ten sposób mamy ładny kontrast.
Jeżeli nie mam pod ręką owoców mieszanych, kupuję puszkę brzoskwiń i ananasów.
Moja bratowa dodaje również orzechy i truskawki a spód wykłada biszkoptami.
Kinga z Misią wolą wersję bez tych dodatków, za to z dużą ilością galaretki.



środa, 12 września 2012

Różowa plomba

Dominika, znowu była u dentysty.
Nie obyło się oczywiście bez płaczu, ucieczek... czyli normalka.


Ale, nie pozwoliła zrobić sobie znieczulenia.
Zasłoniła buzię ręką i obiecała, że będzie bardzo dzielna, nawet jak będzie trochę bolało.
Była bardzo dzielna. 
W nagrodę ciocia zrobiła jej różową plombę.
"Żeby pasowała pod kolor spódniczki", w której właśnie była. 



Kinga, powoli oswaja się z obowiązkami pierwszoklasisty. 
Trzeba ją co prawda nieco zmotywować do odrabiania lekcji, ale jak na początek jest ok.
Do szkoły, biegnie w podskokach, a na pytanie- jak dzisiaj było w szkole? Odpowiada.
-Super odjazdowo.
I zdaje relację z super odjazdowego pobytu w szkole.

poniedziałek, 10 września 2012

W drodze do domu


Czego ciekawego, można się dowiedzieć podczas drogi ze szkoły?
Na przykład, o tym jak funkcjonuje, łańcuch pokarmowy.
-Pszczółki zapylają rośliny, potem zjadają je roślinożercy, a je zjadają mięsożercy.- tłumaczy Kinga.
Nie wiedziałam, że wszystko zaczyna się od pszczółek, ale w sumie, jak najbardziej ma to sens.


Jedziemy autem. Włączyłam jakiś rockowy kawałek, który dziewczyny uwielbiają.
Choć nie znają słów, bo piosenka jest po angielsku, a one dopiero zaczynają edukację, śpiewają razem, swoją niezrozumiałą dla nikogo wersję.
-A co to znaczy?-pyta na koniec Kinga.
Nie jestem w stanie nawet powtórzyć ich wersji, bo angielski nie przewiduje takich słów.
-To znaczy " I can’t be who you are"- Nie mogę być tym kim Ty jesteś.
-Ja to wiem- wtrąca Misia
-A skąd wiesz?
-Bo ja mam to w głowie.
-Naprawdę?
-No co? Ja naprawdę mam to cały czas w głowie.
Nie pytałam, czy ma w głowie muzykę, angielski, czy tłumaczenie.

czwartek, 6 września 2012

Madagaskar 3

Wybraliśmy się do kina na Madagaskar 3.


Wrażenia? Super zabawa. I to opinia, nie tylko młodszej części widowni.
Dorośli, śmiali się równie często i głośno co ich pociechy. Nie koniecznie w tych samych momentach.
Ale trudno, żeby dzieci rozumiały aluzję do ''przyjaźni" Rosja - USA. 

A z czego chichrały się dzieci?
Dziewczynom najbardziej podobał się Marti, tańczący w afro ( tutaj w remiksie).


Dla mnie najlepsze były oczywiście pingwiny.
Pozostaje stałą fanką ich i ich taktycznym zdolnościom. Ich teksty... bezcenne.
No i oczywiście narcystyczny król Julien, tym razem w roli nieprzytomnie zakochanego, we włochatej niezbyt rozmownej niedźwiedzicy.
Stanowili naprawdę niezwykłą parę. Kinga z Misią, dopingowały im przez cały film.

Jako dodatek, oczywiście świetna muzyka i szaleństwo kolorów, szczególnie w scenach przedstawień cyrkowych.
W tych momentach musiałam trzymać Dominikę, bo podskakiwała na fotelu jak pchła i chciała koniecznie tańczyć.

Czytałam recenzję, że ten film to kolejna pusta produkcja rozrywkowa, ale moim zdaniem właśnie o to chodzi w filmach dla dzieci. Żeby cała rodzina dobrze się bawiła.
Jeżeli ktoś chce głębokich przeżyć zawsze może sobie obejrzeć coś ambitnego, czego niestety, nie zrozumieją mali widzowie.




środa, 5 września 2012

Spotkanie ze smokiem

Po zwiedzeniu kopalni w Wieliczce, pojechaliśmy do Krakowa.


Podczas drogi dziewczyny się pospały i zwiedzanie zaczęliśmy od jęków i narzekań - nóżki bolą, jesteśmy zmęczone, chcemy spać, chcemy na lody.....

Żeby je trochę rozruszać obiecaliśmy spotkanie ze smokiem, po wcześniejszym obejrzeniu, kilku innych miejsc. Na pierwszy ogień poszło zwiedzanie Wawelu.
Ze względu na dosyć późną porę, zdecydowaliśmy się na zobaczenie Dzwonu Zygmunta i co za tym idzie Katedry Królewskiej, oraz Grobów Królewskich.
Podczas, wspinaczki na wieżę, Dominika przypomniała sobie oczywiście o swoim lęku wysokości. Na szczęście, widząc jak strome są schody zrezygnowała z żądań wniesienia na górę.
Kinga próbowała też ją nieco motywować we wspinaczce
- Spokojnie Misia, tu nie jest wcale tak strasznie. Widzisz. Musisz tylko ostrożnie stawiać nogi.
Nie miałam nic do dodania.


Sam dzwon bardzo im się podobał, bo taki duuuuży.

W krypcie natomiast, dopadły Dominikę poważne rozmyślania o istnieniu.
-Wiesz mamo, ja nie umarnę. Jestem przecież za młoda na umarcie.
Mój komentarz był zbędny.


Reszta zabytków nie bardzo już je interesowała, gdyż nie mogły się doczekać wizyty u smoka.
Sama byłam ciekawa, bo Smoka Wawelskiego widziałam... dawno temu. Ale bez przesady.
Osobiście, chyba bardziej od smoka podobała mi się smocza jama, dziewczynom odwrotnie.
Od razy wspięły się na górę z rzeźbą, razem z innymi dzieciakami.
Zabawnie było patrzeć, kiedy smok nagle zionął ogniem. Wszystkie dzieciaki uciekały w popłochu. Trzeba je było łapać, żeby nie pospadały. Kiedy zorientowały się, że to nic strasznego wróciły na wcześniejsze pozycje a rodzice mogli zaszaleć z aparatami. Ja oczywiście też.


Poszwędaliśmy się jeszcze trochę, zahaczając po drodze o budkę z lodami i wróciliśmy do hotelu.
Noc była ciepła, więc chcieliśmy zobaczyć jak wygląda Kraków nocą.

Był pełen ludzi.
Dziewczyny były zdziwione że nikt nie śpi o tej porze, bo przecież jest już ciemno.
Ale w ciemnościach, mogły obserwować z zapartym tchem, występ panów żonglujących ogniem.
Byliśmy pełni podziwu, że nie przypalili się nim przy okazji.
Wyciągnęły od nas ostatnie drobne, żeby wrzucić je do puszki  za występ.

Potem, dopadły do mosiężnej głowy ( przynajmniej wydaje mi się, że z tego jest zrobiona, ale swojej za to nie postawię), w której było oczywiście pełno innych dzieciaków.


Taka z pozoru zwyczajna głowa, a stanowiła niezwykłą atrakcję.

Następnego dnia znowu ruszyliśmy na zwiedzanie, chociaż już mniej entuzjastycznie. To znaczy nogi nie chciały już tak chętnie współpracować. Moje ogłosiły wręcz strajk i dlatego przez chwilę podziwialiśmy Wawel z perspektywy kawiarnianych stolików.


Tym razem zwiedziliśmy prywatne komnaty królewskie i Kinga z Misią mogły zadać panu przewodnikowi intrygujące ich od rana pytanie.
-Czy król spał w koronie, czy bez korony?
Po minach było widać, że odpowiedź nie do końca je usatysfakcjonowała, chyba wolały myśleć, że król nie rozstawał się z koroną nigdy.

Przed powrotem do domu, jeszcze raz odwiedziliśmy rynek.


Dziewczyny pomachały panu grającemu hejnał z Wieży Mariackiej.

Policzyły dorożki i gołębie.


 -Jeden, dwa, trzy gołąbki.... nie, tego już chyba liczyłam...


Sprawdziły, czy ta pani jest żywa czy nie.


- Ona jest prawdziwa. Widziałam jak jej noga z buta wystaje.

Nie obyło się oczywiście bez następnych pamiątek.
Po długich zastanawianiach, chwilach depresji i euforii, wybrały pluszakowe smoki.

Trafny wybór, bo zajęte nowymi pluszakami, zapomniały o bolących nogach.

piątek, 31 sierpnia 2012

Wycieczka do Wieliczki

Od jakiegoś czasu, Kinga sygnalizowała nam, chęć odwiedzenia kopalni soli w Wieliczce.

 
Pani w szkole opowiadała dzieciakom, o różnego rodzaju kopalniach i stąd ten pomysł.
W sobotę udało nam się w końcu go urzeczywistnić, i znaleźliśmy się w Wieliczce, a jak wiadomo, stamtąd już tylko rzut beretem do Krakowa.
Jeszcze przed zwiedzaniem, dziewczyny chciały zaopatrzyć się w pamiątki -" Bo potem takich fajnych nie będzie".
Na szczęście rodzice mają silną perswazję.

Odstaliśmy swoje w kolejce, która na szczęście nie była zbyt długa i mogliśmy zacząć zwiedzanie.
Po pokonaniu całej masy schodów w dół naszym oczom ukazały się drzwi przypominające te z "Władcy pierścieni" Tolkiena.



Co prawda Kinia i Domka nie bardzo wiedziały o co chodzi z tymi hobbitami, ale drzwi bardzo im się podobały. "Takie fajne.Czarne".

Generalnie podczas zwiedzania kopalni, nie skupiały się za bardzo na tym co mówił pan przewodnik, ale wyłapywały to co najważniejsze. Np, że trzeba koniecznie spróbować, czy to na pewno jest kopalnia soli. Jak? Oczywiście oblizując ściany.



Dominika tak spodobał się ten pomysł, że z uporem oblizywała wszystko co się dało. Ściany, wodę... próbowała nawet dobrać się do solnej rzeźby sprzed kilku set lat. Na szczęście udało mi się w porę ją złapać.

Kinga dla odmiany została zaprzężona do kierata. Jak widać "pracowała" z uśmiechem na ustach.

Przy okazji dowiedziałam się , o czym nie miałam do tej pory bladego pojęcia, że Dominika ma lęk wysokości. Kto by pomyślał. Dziwne tylko, że był to lęk wybiórczy.
Kiedy mieliśmy się wspinać po schodach, z poważną miną mówiła-"Ja nie wchodzę. Mam lęk wysokości".
Kiedy zaproponowałam wniesienie na rękach, lęk przed wysokością zniknął.


Kindze, nie podobały się niektóre z manekinów- "One mnie przerażają."
W sumie nie wiem dlaczego. Pan z tyłu miał całkiem, modną fryzurę. Wyglądał jakby zgarnęli go z wystawy sklepowej.
A może właśnie dlatego był przerażający?






Obiad, oczywiście w kopalnianej restauracji. Schabowy i ziemniaki z dużą ilością surówki. Na deser tortaletka. Mniam.





"Mamo ten pan ma Twoje okulary!!!".
Faktycznie. Manekiny stylizowane na osiemnasty wiek miały całkiem współczesne, i modne okulary. Obstawiam Ray bany.
Niestety dziewczyny się pomyliły. Nie mam ich w swoim zestawie. Chociaż bardzo bym chciała.

Zdjęcie z imienniczkami.
Kinga ze świętą Kingą. Dominika ( jej drugie imię to Barbara) ze św. Barbarą.
Sami byliśmy zaskoczeni zbieżnością imion i ich patronatem kopalnianym.




Ostatecznie, pamiątki kupiliśmy gdzieś w jednym z tuneli kopalni. Kolorowe kawałki soli za bardzo przystępna cenę.
Dziewczyny, pomimo zmęczenia ( a w sumie zrobiliśmy sporo kilometrów), były zachwycone wycieczką.
Szczególnie teraz, lubią opowiadać jak fajnie było chodzić po ciemnych korytarzach i krętych schodkach.
Wiadomo. Jak człowiek wypoczęty to bardziej skory do wspomnień.